16 marca 2017

Prolog

Gdy pamięć przekształca młodość w szczęśliwość, można mieć pewność, że przestało się być młodym.
Henryk Bereza 


Stawiam mojego starego chevroleta na podjeździe dość niewielkiego, lecz przepięknego i z całą pewnością drogiego domu. Biorę dwa głębokie wdechy, po czym otwieram drzwi, by wyjść na zewnątrz. Panuje bardzo przyjemna temperatura. Choć nie jest okropnie gorąco, wiem, że do mojego powrotu samochód zdąży zamienić się w piekarnik.
Furtka nie jest zamknięta, więc popycham ją i wchodzę na teren posiadłości. Rozglądam się, nie kryjąc zaintrygowania. Z tego domu emanowała dziwna wspaniałość, urzekająca i zachęcająca do zrobienia kilku kroków dalej. Stoję z notesem w dłoni, chłonąc każdy element tej niezwykłej scenerii.
— Pani Wilkes? — Słyszę.
Z całą pewnością to był on; tego głosu nie da się pomylić z żadnym innym. Obracam głowę i próbuję się uśmiechnąć. Nie idzie mi to za dobrze. Jego osoba okropnie mnie onieśmiela, choć jest to tylko zwykły człowiek, w dodatku wyjątkowo przyjacielski. Wyciąga do mnie ogromną rękę, którą ściskam na powitanie.
— Zgadza się — mówię. — Byliśmy umówieni — dodaję, co brzmi totalnie idiotycznie. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, tuż pod ten piękny dom.
— Pamiętam — śmieje się. Nie sprawia wrażenia zażenowanego moim brakiem profesjonalizmu. Wręcz przeciwnie, próbuje sprawić, bym wcale nie brzmiała aż tak głupio. Znowu się uśmiecha, po czym zatacza dłonią łuk. — Porozmawiamy w środku czy na zewnątrz?
Próbuję nieco się rozluźnić.
— Szkoda by było marnować tak ładną pogodę. — mówię.
— Zdecydowanie.
Daje mi znak, bym poszła za nim. Dopiero teraz, idąc za jego plecami, naprawdę dostrzegam, z jak wielkim mężczyzną mam do czynienia. Jest co najmniej o dwie głowy wyższy ode mnie i ma posturę przywodzącą na myśl ciężarówkę. Jego muskularne ramiona pokrywają tatuaże tworzące „rękawy”. Wiem, że bardzo lubi ozdabiać swoje ciało i ma jeszcze mnóstwo tuszu pod skórą, o co również mam zamiar go wypytać.
Siadamy w niewielkiej, bardzo przytulnej i klimatycznej altance. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że może należeć do kogoś takiego jak on. Po ściankach pięły się krzewy białych róż, których na terenie całej posesji rosło mnóstwo.
— Bardzo tu ładnie — mówię, siadając na ławeczce pomalowanej na ciemnobrązowy kolor.
— O tak. — Kiwa głową. — Sam chciałbym umieć coś tak urządzić.  
W typowo dziennikarskim odruchu sięgam po notes. Wychwytuję ciekawy temat, którego nie poruszyła jeszcze żadna gazeta. Zamieram z piórem nad lekko pożółkłą kartką i przyglądam się badawczo mojemu rozmówcy. Bardzo osobiste szczegóły z prywatnego życia to właśnie coś, na co czekają fani.
— Tak? A więc kto to urządził? — pytam. — Jeśli, oczywiście, można wiedzieć.
Marszczy czoło, na którym pojawiają się dość liczne zmarszczki. Jego twarz nosi bruzdy po trądziku, a także całkiem sporo oznak naprowadzających na jego wiek. Bródka mężczyzny jest całkowicie siwa, a i we włosach przeważają srebrne nitki. W kącikach oczu utworzyły się kurze łapki, co świadczyło o tym, że dużo się uśmiechał. Zwykle zupełnie tego nie widać, więc dopiero teraz dostrzegam, jaki jest zmęczony.
— Moja była żona — odpowiada niechętnie.
W myślach rzucam parę przekleństw. Albo to ja się tak źle przygotowałam, albo Internet nie był wystarczającym źródłem informacji. Jaka była żona?! Nigdzie nie znalazłam ani jednego artykułu na temat jakiegoś ślubu czy rozwodu… Czy nawet związku!
— Niezbyt chętnie opowiada pan o niej w mediach — Podejmuję próbę zamaskowania swojej niewiedzy.
Jego brwi marszczą się jeszcze bardziej.
— Nie. — Kiwa głową. — Bardzo tego nie lubiła. Nie chciała mieszać mojego życia zawodowego z prywatnym.
Pióro śmiga po kartce. W końcu mam coś, o czym nikt wcześniej nie mówił! Fani bardzo często chcą wiedzieć jak najwięcej o osobistych sprawach swoich idoli, więc natrafiłam na prawdziwą żyłę złota.
— I to ona urządziła ten ogród? — pytam dalej.
— Nie tylko — mówi. — Właściwie, wszystko tutaj to jej zasługa. Ja się do tego nie nadaję. Łatwiej mi jest naprawić samochód niż posadzić kwiatka! — dodaje, lekko rozciągając wargi.
Coś w nim się zmieniło, coś w jego mimice i tonie głosu. Uważnie mu się przyglądam. Choć nie umiem odczytać żadnego sygnału, domyślam się, iż właśnie stąpam po bardzo cienkim lodzie.
— Jak się poznaliście?
Patrzy na mnie spod lekko przymrużonych oczu.
— Przypadkiem — odpowiada lakonicznie.
Notuję.
— W szczególnym dla pana miejscu?
Wzrusza ramionami.
— Chyba tak.
Przekrzywiam głowę. Im dłużej prowadziłam rozmowę, tym bardziej mój rozmówca popadał w zamyślenie. Odkładam notes. Pierwszy raz mam dziwne wrażenie, że wwalam się komuś z butami w życie. Wywiady z innymi nigdy tak nie wyglądały, zawsze pragnęłam suchych informacji, które świetnie się sprzedadzą, wywołają sensację. Słowa zanotowane na mojej pożółkłej kartce również by mogły, lecz z zaskoczeniem stwierdzam, że wcale nie o to mi chodzi.
— Jaka ona była? — pytam łagodnie.  
Mężczyzna uśmiecha się pod nosem. Zapatrzony jest gdzieś w przestrzeń i podejrzewam, że myślami jest daleko od drewnianej altanki w swoim ogródku. Milczy, a ja nie chcę mu przerywać. Dookoła panuje taka cisza, iż słyszę cichutki szum listków białych róż za moimi plecami. Patrzę na niego, na jego wytatuowane ręce. Na ten delikatny uśmiech, którego nie widziałam na jego twarzy nigdy wcześniej, ani nigdy później. Gdy już tracę nadzieję na jakiekolwiek dalsze informacje, otwiera usta i zaczyna mówić.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to jest takie troszkę gadanie o niczym. Kilka ładnych opisów i dialogów. Ale uznałam, że ta historia potrzebuje jakiegoś wstępu, czegoś, co ładnie rozpocznie to wszystko i jakoś potem zamknie. Zresztą, czemu by nie? 
Chciałabym tutaj powiedzieć też, kiedy będą pojawiać się poprawione rozdziały... Ale nie mam o tym zielonego pojęcia. Różnie u mnie z czasem, raz mam go w nadmiarze, a raz nie mam chwili, by wziąć oddech. Publikowanie będzie więc nieregularne, choć postaram się pisać na zapas. Zobaczymy, jak to będzie.
Mam nadzieję, że nowy blog Wam się podoba, podzielacie mój entuzjazm, a prolog wyszedł przyzwoicie. Pozdrawiam cieplutko :*

2 komentarze:

  1. "starego chevroleta" - a czemu z małej? xD
    Ten prolog rzeczywiście nie wygląda, jakby miał wnosić coś do fabuły, a mimo to w jakimś stopniu mnie zaciekawił. Przede wszystkim: kto udziela tego wywiadu? Kim jest dziennikarka? Co się stało między tym małżeństwem? Jak to możliwe, że media nie dowiedziały się, że jakiś tam idol ma żonę? Dużo pytań narodziło się w mojej głowie, ale podejrzewam, że nieprędko znajdę na nie odpowiedź :D
    Pod względem fabularnym ten prolog nie wzbudził we mnie tak ogromnych emocji, że nie mogę się doczekać kiedy sięgnę po 1-kę, ale pod względem technicznym czytało mi się go świetnie. Poza tym doskonale wiesz, jak mocno uwielbiam tę historię ;-)
    Lecę do jedynki!

    A jeśli chodzi o Twoją decyzję odnośnie zaczęcia od początku i nowego bloga no to cóż. Zrobiłam to samo, więc ganić Cię w żadnym stopniu nie zamierzam. I doskonale rozumiem, że autor musi czasem odetchnąć, odsunąć się od swojego tworu, żeby za jakiś czas spojrzeć na niego inaczej. Jeśli uważasz, że poprawki są konieczne, to pewnie tak jest ;-) Choć ja tak tego nie odbierałam podczas czytania ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś przeczytałam — może na stronie PWN? — że jeśli chodzi nam ogólnie o firmę, to piszemy nazwę z wielkiej litery, ale gdy mamy na myśli konkretny model, to piszemy z małej. Taki przykład:
      Pojechałem do salonu Porsche.
      Jeżdżę starym porsche 911.
      Wcześniej pisałam wszystko z dużej, bo nie miałam o tym pojęcia xD

      Cóż, ten prolog nie miał zrobić wielkiego „wow” głównie dlatego, że nie lubię sztucznej dramy czy przesadnego napięcia. Doszłam jednak do wniosku, że fajnie by było mieć coś, co ładnie rozpocznie historię i ją zamknie. Bardzo się cieszę, że spotkało się to z pozytywnym odbiorem :) Każda opinia wiele dla mnie znaczy.

      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za przeczytanie :*

      Usuń